niedziela, 8 maja 2011

II. Niespodziewane odwiedziny

Pewnego razu, gdy babcia zajęta była gotowaniem strawy i właśnie stała przy kuchni, usłyszała głos dziadka:
- Klara, chodź tu szybciutko, coś ci pokażę.
Głos dziadka brzmiał łagodnie, ale stanowczo. Zaciekawiona babcia postanowiła sprawdzić, co też się stało, że musi to zaraz zobaczyć...
- Już idę, idę...
Zostawiła chochelkę na stole, wytarła ręce w fartuch i podreptała do pokoju, z którego można było zobaczyć przez oszklone drzwi, co dzieje się w ogrodzie. Dziadek właśnie stał przy tych drzwiach i uśmiechał się znacząco...
- Zobacz tam, na huśtawce - powiedział, wskazując jednocześnie kierunek palcem.
Babcia spojrzała i... oniemiała z wrażenia. Na huśtawce spał spokojnie śliczny, malutki kotek zwinięty w kłębek! Był prawie cały czarny, miał tylko białe uszka, łapki i mordkę, a pod noskiem malutką, czarną plamkę.



- Ojejku, kotek! - ucieszyła się babcia. - Jaki śliczny i malutki. Pewnie jest głodny - dodała. - Musimy zaraz dać mu coś do jedzenia. - I podreptała z powrotem do kuchni.
A dziadek tymczasem otworzył dawno nieoliwione drzwi do ogrodu, które jak zwykle narobiły strasznego hałasu. Kotek, słysząc to natychmiast podniósł łebek w tę stronę, a widząc dziadka dał susa w trawę. Następnie zniknął za płotem i tyle go widzieli!
Kiedy w pokoju znów pojawiła się babcia z miseczką pełną mleka, kotka już nie było...


  - Ojejku - jęknęła babcia - nawet nie spróbował mleczka.
- Nie martw się Klarciu. Na pewno wróci - uspakajał babcię dziadek.
Na drugi dzień dziadek Leo i babcia Klara na próżno wypatrywali oczy, chcąc znów ujrzeć małe kociątko. Gdzież tam! Przepadło jak kamień w wodę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz