- Klara, chodź tu szybciutko, coś ci pokażę.
Głos dziadka brzmiał łagodnie, ale stanowczo. Zaciekawiona babcia postanowiła sprawdzić, co też się stało, że musi to zaraz zobaczyć...
- Już idę, idę...
Zostawiła chochelkę na stole, wytarła ręce w fartuch i podreptała do pokoju, z którego można było zobaczyć przez oszklone drzwi, co dzieje się w ogrodzie. Dziadek właśnie stał przy tych drzwiach i uśmiechał się znacząco...
- Zobacz tam, na huśtawce - powiedział, wskazując jednocześnie kierunek palcem.
Babcia spojrzała i... oniemiała z wrażenia. Na huśtawce spał spokojnie śliczny, malutki kotek zwinięty w kłębek! Był prawie cały czarny, miał tylko białe uszka, łapki i mordkę, a pod noskiem malutką, czarną plamkę.
A dziadek tymczasem otworzył dawno nieoliwione drzwi do ogrodu, które jak zwykle narobiły strasznego hałasu. Kotek, słysząc to natychmiast podniósł łebek w tę stronę, a widząc dziadka dał susa w trawę. Następnie zniknął za płotem i tyle go widzieli!
Kiedy w pokoju znów pojawiła się babcia z miseczką pełną mleka, kotka już nie było...
- Nie martw się Klarciu. Na pewno wróci - uspakajał babcię dziadek.
Na drugi dzień dziadek Leo i babcia Klara na próżno wypatrywali oczy, chcąc znów ujrzeć małe kociątko. Gdzież tam! Przepadło jak kamień w wodę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz