Kacusia przychodziła codziennie, żeby dostać smakowite
kąski, a dziadek stawiał miseczkę na zewnątrz na werandce, coraz bliżej
drzwi od pokoju. Pewnego dnia postawił ją w pokoju przy drzwiach więc
Kacusia musiała wejść do środka, żeby zaspokoić głód. I tak zaczęło to
być rytuałem: Kacusia wchodziła do pokoju, jadła i zostawała jakiś czas,
ale tylko przy otwartych drzwiach. Siedzieli sobie wtedy we trójkę:
Kacusia, dziadziuś i babcia, i patrzyli się na siebie nawzajem.
Dziadziuś co jakiś czas powtarzał:
- Co, Kacusiu...
A ona wzdychała tylko słodko i odpowiadała swoim kocim sposobem:
- Ech, miau, miau...
Widać bało, że jest bardzo zmęczona, ale ciągle jeszcze bała się zostać u dziadków.
Tymczasem jesienne chłody przybierały na sile. Dziadkowie palili w
kominku, ale nieraz musieli solidnie zmarznąć, siedząc z Kacusią przy
otwartych drzwiach. Bo jak tylko babcia albo dziadziuś próbowali je
zamknąć, kotka natychmiast uciekała do ogródka...
Dziadziuś co jakiś czas powtarzał:
- Co, Kacusiu...
A ona wzdychała tylko słodko i odpowiadała swoim kocim sposobem:
- Ech, miau, miau...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz