niedziela, 8 maja 2011

V. Prośba Maciusia

Znowu trzeba było poczekać parę dni na przyjście Kacusi . I znowu parę... Aż wreszcie Kacusia zaczęła nocować u dziadków na huśtawce i można było podchodzić do niej bliżej. Od czasu do czasu, kiedy była bardzo głodna, dawała się nawet dziadziusiowi leciutko pogłaskać. Babcia zaczęła więc prosić dziadka, żeby przyniósł ją do domu, ale Kacusia nie zawsze pozwalała do siebie podejść na odległość wyciągniętej ręki. A wyglądało to tak: kiedy dziadek zbliżał się do huśtawki,  Kacusia, natychmiast zeskakiwała z niej i chowała się pod spód. Dziadek przykucał i przemawiał do niej pieszczotliwie:
- Nie bój się malutka, chodź...
Ale Kacusia nie dawała się przekonać. Owszem, można było się schylić i ją złapać, ale jaki miałoby to sens? Kacusia mogłaby się przestraszyć i więcej nie wrócić, a wtedy cały trud oswajania kotka poszedłby na marne. Trzeba mieć naprawdę anielską cierpliwość, żeby nie zrazić do siebie dzikiego stworzonka.
Coraz częściej teraz można było zobaczyć Kacusię w towarzystwie Maśka. Kacusia obejmowała jego łebek swoją łapką i starannie wylizywała maćkowe, rude futerko. Maciuś był bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy, ponieważ wiedział, jak trudno jest wylizać futerko w niektórych miejscach. A wylizywanie futerka to bardzo ważna sprawa. Dzięki temu właśnie wszystkie kotki są takie czyściutkie. Na utrzymanie futerka w czystości poświęcają bowiem bardzo dużo czasu w ciągu dnia. Nie tylko przed każdym jedzeniem, ale również po nim nabłyszczają języczkiem swoją kocią sierść, żeby była taka aksamitna i błyszcząca.



Podobnie Kacusia była zawsze bardzo starannie wylizana. Miło byłoby zanurzyć rękę w tak czyściutkim, puszystym i mięciutkim, kocim futerku...


 Tymczasem zbliżały się chłody, których zapowiedzią była poranna mgła. Kwiatki w ogródku babci zaczęły więdnąć i nie były już tak okazałe, jak w pełni lata. Trawy pożółkły i położyły się pokotem na ziemię. Wyczerpane nieprzerwanym oślepianiem wszystkiego, co żyje, słońce, kładło się coraz szybciej spać, a dzień stawał się coraz krótszy. Tylko wspaniałe słoneczniki zdawały się niczym nie przejmować: kołysały się dumnie na wietrze i zachęcały ptaki do korzystania z ich smakowitych ziarenek.


 Koty również odczuwały zbliżającą się wielkimi krokami jesień. Maciuś pojawiał się coraz rzadziej w babcinym ogródku. Zanim jednak przepadł na dobre, podszedł pod babcine drzwi ogrodowe całkiem blisko i wyczekiwał, aż w jego polu widzenia pojawiła się babcia. Wtedy uniósł prawą łapę w jej kierunku i zatroskanym kocim spojrzeniem, patrząc babci prosto w oczy, zamiauczał:
- Opiekuj się babciu Kacusią, proszę... miau, miau...
Babcia w lot zrozumiała o czym Maciuś miauczał.
- Nie martw się - powiedziała. - Opieka nad Kacusią to prawdziwa przyjemność. - Zeby tylko chciała - dodała w myślach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz